Wściekamy się na siebie, ale czasem warto sobie zadać pytanie: czy gdyby tej osoby zabrakło jutro, czy ja nie będę tęsknić? - Jan Kaczkowski Wmawiać sobie: jemu na mnie nie zależy- to mi tez nie będzie. On się nie odzywa- ja też nie będę. Skoro on nie chce kontaktu (wyjechał, zostawił mnie) to widocznie nie zależy mu tak bardzo jak mi. Prowadzi to do konkluzji: nie warto za nim tęsknić! Nie wiesz jak żyć, a wszędzie tylko ciemność A zeby nie zostac moze posadzanym o bycie.. ujem, ktory sie zabawil uczuciami Autorki to zaslania sie roznymi wypadkami losowymi na ktore nie ma wplywu (praca, dziadek) zeby finalnie rzec Autorce ze bardzo przeprasza ale on jest teraz na tyle obciazony fizycznie i psychicznie ze nie jest to dobry czas na zwiazek i bla bla bla. Niestety, ale nie warto sobie nim zawracac głowe. Nie ma co na niego czekać. Gdyby mi chlopak powiedział ze jak bedzie chciał sie wiązać to wroci na kolanach to chyba bm go wyśmiała. Przecież masz prawo do szcześcia i własnego życia. Dlaczego miałabyś na niego czekać skoro on bezczelnie Cie olał. Jednocześnie fakt, że się nie odzywasz powoduje, że twój były najpierw odpoczywa od ciebie, ale z czasem zaczyna się interesować tym, co się u ciebie dzieje. Może pojawić się w nim tęsknota, wątpliwości, a nawet zazdrość. Przestaliśmy się do siebie zupełnie odzywać z dnia na dzień, ale coraz trudniej znieść mi tę sytuację. Bardzo za nim tęsknię. Chciałabym napisać, zadzwonić, poprosić o spotkanie i drugą szansę. Nie chcę jednak wyjść przed nim na desperatkę, dlatego łudzę się, że mimo wszystko to on napisze pierwszy. Póki co milczy, a Nie jestem pewna, czy tęskni. As Mieczy to karta umysłu, ale także szansy na coś nowego, odcięcia się od dawnych układów. Przyczyną właśnie może być szansa na nowe uczucie, emocje - As Kielichów. Przeszkoda to dosyć niedojrzałe zachowanie, rzucanie kilku słów za dużo, które w rezultacie spowodowały przerwanie relacji. YEYyvJ. Zimą samolot z południa dolatuje tu raz w tygodniu lub rzadziej. Latem tylko dwa statki dowożą zaopatrzenie na resztę roku. Kilkuset mieszkańców północnej Grenlandii żyje według zasad ustalonych przez naturę i przodków – wielkich łowców polujących na morsy i niedźwiedzie. Ilona Wiśniewska pojechała do Qaanaaq i Siorapaluk, najbardziej na północ wysuniętych osad Grenlandii. Nawiązanie relacji z Inughuitami, zwanymi też polarnymi Inuitami, wymagało wyczucia i czasu. Usłyszała: "Nie spiesz się. Ugotuj coś. My też chcemy wiedzieć, kim jesteś". Zaprosili ją do swojego życia. Uczestniczyła w polowaniach, była zapraszana do domów, przysłuchiwała się rozmowom, w których przeplatały się codzienność, katastrofa klimatyczna, historia i skomplikowane relacje z resztą świata. Tak powstał "Migot", niezwykły inuicki wielogłos, który w ciemnościach nocy polarnej wybrzmiewa szczególnie przejmująco. Qaanaaq zamieszkuje 619 osób Foto: The Washington Post / Getty Images Publikujemy fragment reporterskiej książki "Migot. Z krańca Grenlandii" Ilony Wiśniewskiej. Odkąd kilka dni temu dash-8 wylądował na ubitej ziemi, w nosie i pod paznokciami zalega szorstki pył. W środku dnia chłodne wrześniowe słońce kładzie się poświatą na potężnych górach lodowych, zastygającym morzu i zmarzniętej skórze. Niedawno jeszcze w ogóle nie zachodziło. Teraz rozciągnięte na wiele godzin wschody i zachody przerywa kilka godzin ciemności. To ona za niewiele ponad miesiąc będzie tu ustalać codzienność. Na bezdrzewiu najdłuższe cienie rzucają ludzie, uliczne latarnie i drewniane krzyże. W nowych miejscach chodzę na cmentarze i wysypiska śmieci. Jedne i drugie leżą zwykle na uboczu zdarzeń, ale wprowadzają w historie, które przy odrobinie szczęścia będzie można usłyszeć od żywych. W Qaanaaq nie ma asfaltowych dróg, do cmentarza wiedzie piaszczysta trasa, wzdłuż której stoją ławki z europalet, a groby ciągną się w kilkudziesięciu rzędach ogrodzonych kamieniami. Roztacza się stąd szeroki widok na północną część Morza Baffina, miasto i od lat niezamieszkaną wyspę Qeqertarsuaq (albo Qiqirtarraq). Wiatr pędzi z północy na południe, pokrywa wszystko burym nalotem i znika za wzgórzem, gdzie poluje się na wilki. Jest tak cicho, jak tylko potrafi być na obrzeżach mapy. Samotne czeczotki i pary kruków. Zimą zostaną tylko odbite od lodu rytmiczne nawoływania tych drugich. Wśród identycznych białych krzyży uwagę zwracają dwa nagrobki: kamienna pamiątkowa płyta i białe dziecięce łóżeczko wyłożone maskotkami. Na razie jeszcze nic mi nie mówią. Na razie stoję u Gerta. I dopiero z informacji na tabliczce dowiaduję się, że miał drugie imię. * Drugi tydzień w Qaanaaq zaczyna się od niesienia wanny. W tym najdalej na północ wysuniętym mieście Grenlandii wodę do domów dostarcza cysterna albo samemu obłupuje się i topi lód z brył leżących przy wejściach, więc wanna to głównie pojemnik na drobiazgi. Wody używa się tylko tyle, ile niezbędne. Albo jeszcze mniej. W mieście nie ma też kanalizacji. W ubikacjach do siedzisk z dziurą wkłada się czarne worki, które po kilkudniowym napełnianiu, zawiązane drutem, wynosi na zewnątrz, skąd traktor z przyczepą wywozi je na wysypisko. Wannę dźwigamy we dwoje, ale on prosił, by go wspominać jak najrzadziej, bo to historia nie o nim, lecz o jego przyjaciołach. Ledwo się znaliśmy, gdy zaproponował, bym poleciała z nim do Inughuitów – najbardziej północnych rdzennych ludzi na świecie. "Oni niedługo znikną – powiedział. – To ostatni moment, żeby poznać tę prastarą kulturę". Teraz sam jest już przyjacielem i niesie tam, gdzie ciężej. Inughuit to znaczy "wielcy ludzie", liczba pojedyncza Inughuaq. Mojego przyjaciela nazywają życzliwie Qa’dduna-Eskimo, więc przystał, by w tej opowieści być po prostu Kadduną, obcym odpornym na zimno, który je wszystko jak leci i potrafi się śmiać z samego siebie. Słowo pochodzi od zestawienia qa’ddu (brew) i naaq (brzuch), bo obcy tradycyjnie kojarzyli się z bujnym owłosieniem na twarzy i objętością w pasie. Kadduna bywa tu od ponad dekady i coraz sprawniej włada miejscowym dialektem zwanym avanersuarmiutut, inugguartut albo qaanaamitun. Tu, to znaczy w północnej części gminy Avanersuaq (równorzędna nazwa: Avannaata), na którą składają się cztery miejscowości: Qaanaaq (619 mieszkańców), Savissivik (72), Siorapaluk (41) i Qeqertat (26). Cała gmina liczy niecałe jedenaście tysięcy osób i zajmuje powierzchnię ponad pół miliona kilometrów kwadratowych. Jej ogrom widać nie tylko na mapie, ale też w rozkładzie lotów, bo Qaanaaq i stolicę gminy Ilulissat (z populacją sięgającą pięciu tysięcy) dzieli tysiąc kilometrów i samolot raz w tygodniu. Kadduna przyleciał z zamiarem przezimowania. Ja zjawiłam się z książką, której okładka przedstawia Gerta – chłopaka stąd. Napisałam ją dwa lata wcześniej po pobycie w domu dziecka na zachodzie Grenlandii, gdzie mieszkał. Pracowałam tam jako wolontariuszka, a on zazwyczaj omijał mnie wzrokiem. Robił to nawet wtedy, gdy z nudów fotografował pożyczonym ode mnie aparatem i sporo czasu spędzaliśmy razem, zrzucając zdjęcia na dysk. Chcę wierzyć, że wtedy się zaprzyjaźniliśmy. Że objawem sympatii były uniesione kciuki wysyłane na Messengerze przez prawie rok od mojego wyjazdu, zdjęcia z wycieczek, z pływania kajakiem albo te kilka ostatnich ujęć z początku 2018 r., przedstawiające pomarańczową łunę nad czarnym morzem i charakterystyczną górę w tle. Tę samą, którą widzę tu od kilku dni. Gert odwiedzał czasem matkę w Qaanaaq, spędzał tu wakacje i święta. Jeszcze w domu dziecka słyszałam, że bardzo tęskni za północą. Być może podczas tej ostatniej wizyty postanowił odebrać sobie życie. "Drogi Gercie, jesteś wspaniałym chłopakiem. Dziękuję za to, czego mnie nauczyłeś. Trudno się zgodzić z twoją decyzją, ale szanuję ją. Mam nadzieję kiedyś poznać kuzyna, którego nazwano Twoim imieniem, odpoczywaj…" – to w skrócie napisałam w odręcznym liście wysłanym do domu dziecka jeszcze tego samego dnia, kiedy zadzwonili. Potem wielokrotnie wgapiałam się w zdjęcie łuny, próbując w nim znaleźć zapowiedź. Wiele lat temu jeden z moich ulubionych autorów powiedział, że prawdziwy pisarz opisuje obsesje. Nie wiem, czy grenlandzki siedemnastolatek był obsesją, ale na pewno nieraz zadawałam sobie pytanie, czy można mu było pomóc. A jeśli, to czy mogłam się na coś wtedy przydać. Książka z Gertem na okładce kończyła się informacją o jego śmierci. Im dłużej jednak o tym myślałam, tym mniej mogłam uwierzyć w to, co napisałam. Wiedziałam, że w końcu trzeba będzie sprawdzić dwie rzeczy: za czym tak tęsknił i czy ktoś tęskni za nim. Propozycja wspólnej podróży z Kadduną była szczęśliwym zrządzeniem losu w tym całym nieszczęściu. Teraz chodzę z książką jak z listem żelaznym i nie opuszcza mnie wrażenie, że to tylko zbędny papier. Avanersuarmiutut nie ma oficjalnej wersji pisemnej, więc istotne rzeczy nadal przekazuje się ustnie. Śmierci w ciągu roku jest tu kilka i tamta sprzed dwóch lat już zaciera się w zbiorowej pamięci. Niedługo przed naszym przyjazdem umarła nastoletnia dziewczyna. Na cmentarzu leżały świeże plastikowe kwiaty, zdjęcie w foliowej koszulce jeszcze nie wypłowiało. Wanna też jest z plastiku. Widok na zatokę z wyspy Qeqertarsuaq Foto: DEA / M. SANTINI / Contributor / Getty Images Pomagamy w przeprowadzce Juaannie Platou – znajomej Kadduny, u której się zatrzymaliśmy. Przenieśliśmy już dwie kanapy, piętrowe łóżko, małą lodówkę, stół, krzesła i stosy miękkich pakunków. Pod nogami plączą się szczeniaki jedynej tu dozwolonej rasy grenlandzkiej. Kursujemy góra–dół. Z domu niebieskiego do położonego dwa rzędy niżej czerwonego. Nie ma wiatru, temperatura około zera. Oddycha się zimnym, pustynnym powietrzem. Na taras domu, który mijamy co jakiś czas, wychodzi na papierosa postawny mężczyzna o nietutejszych rysach twarzy. Gdy niesiemy poduchy od kanapy, rzuca "hi", przy krzesłach pyta, po co tu przyjechaliśmy, a podczas odpoczynku przy taszczeniu wanny zaprasza do siebie. Wraca z pracy codziennie koło czternastej i nigdzie się nie rusza. * […] – Dania wydaje cztery i pół miliarda koron rocznie [około 2,8 mld zł], żeby ten kraj mógł przetrwać. Ale Grenlandczycy nie rozumieją, jak funkcjonuje nowoczesne społeczeństwo – wyjaśnia nauczyciel. Takich jak on przez wieki kolonialnej zależności wysyłano na wyspę z poświęconym przez Kościół kagankiem oświaty, a później, kiedy w 1953 r. Grenlandia z kolonii stała się częścią Królestwa Danii, Grenlandczycy mieli już być tak nowocześni, jak Duńczycy. W latach sześćdziesiątych wysłano do Danii około tysiąca sześciuset dzieci w imię tworzenia nowego pokolenia oświeconych obywateli. Młodzi trafiali do rodzin zastępczych, wracali na Grenlandię po roku albo po kilku latach, niektórzy nie wrócili nigdy. Ilu ludzi, tyle historii. Są te o przyjaznych rodzinach, które stwarzały substytut domu i z którymi dorośli już Grenlandczycy utrzymywali kontakt przez lata. Są te o danizacji, która otwierała drzwi do lepszego świata i do edukacji na europejskim poziomie. Ale sporo też opowieści o utracie ojczystego języka, upokorzeniach i przemocy. O tym, że strach i poczucie niższości wplotły się w DNA. I że dawanie zawsze idzie w parze z odbieraniem. Ceną szybkiej modernizacji była centralizacja, z nią rosnące problemy społeczne przesiedlanych, bezrobocie, alkoholizm, nadużycia seksualne, a w efekcie duża liczba samobójstw. Od 1979 r. Grenlandia jest autonomicznym terytorium zależnym Danii i odtąd nie ustaje w dyskusjach o całkowitej niepodległości. Nie sposób znaleźć jedną narrację na temat tożsamości współczesnych Grenlandczyków. Jedni pewnie zgodzą się z grenlandzką poetką Katti Frederiksen, która w wierszu Jeg ma indromme [Muszę przyznać] pisze: Muszę przyznać, że mam coś do powiedzenia. Muszę przyznać, że urodziłam się w Grenlandii i mam duńskie obywatelstwo. Muszę przyznać, że jestem w stu procentach Inuitką i nie jem surowego mięsa. Muszę przyznać, że jestem Grenlandką i nigdy nie widziałam niedźwiedzia polarnego. Muszę przyznać, że wierzę zarówno w szamanów, jak i w Boga. Muszę przyznać, że myślę po grenlandzku i piszę po duńsku. Muszę przyznać, że nie przepadam za mówieniem po duńsku. Muszę przyznać, że kocham swój język. Ja i mój kraj rozmawiamy po grenlandzku. W jakim języku rozmawiasz z moim krajem? (Kanonisk selskabsleg i nordisk litteratur, red. Randi Benedikte Brodersen, Kobenhavn 2013, s. 235. Wiersz w przekładzie Agaty Lubowickiej. Drudzy być może podpiszą się pod słowami Niviaq Korneliussen, jednej z najważniejszych grenlandzkich pisarek młodego pokolenia: Doprowadza mnie do szaleństwa, że pochodzę z Grenlandii. Doprowadza mnie do szaleństwa mój grenlandzki wygląd i moje blizny. Doprowadza mnie do szaleństwa, że nie jestem Duńczykiem. Doprowadza mnie do szaleństwa, że jestem Grenlandczykiem. (Niviaq Korneliussen, Homo sapienne, przeł. Agata Lubowicka, Gdańsk 2021, s. 58, 59) A inni pewnie będą to widzieć zupełnie inaczej. – Oni nigdy nie będą cywilizowani – ocenia mój rozmówca. – Idź, zapytaj pierwszego lepszego, po co rano wstaje i idzie do pracy. Nie będzie wiedział. Może niektórzy potrafią postawić jakiś budynek, odebrać telefon, ale nie potrafią zarządzać. Muszą im w tym pomagać inni. Dlaczego zdecydowałem się uczyć kogoś, kto nic nie wie? Bo mogę się zrelaksować. – Jego głos przechodzi w uśmiechnięty szept. – Tych, co chcą, staram się uczyć najlepiej, jak potrafię, ale pozostałych mam gdzieś. I w ogóle mnie to nie przygnębia. Gotuję obiad, włączam telewizję i mówię sobie, że to był dobry dzień. A potem rozmawiamy z żoną o świetle, o odcieniach niebieskiego na lodzie. Żona wchodzi do domu, siada przy stole, ale poza krótkimi dopowiedzeniami nie odzywa się ani jednym dłuższym zdaniem. Potakuje albo patrzy w okno z widokiem na miasto, którego jej mąż tak nienawidzi. Pytam o przyszłość. – Przyszłość to luksus – odpowiada mężczyzna. – Również dla cywilizowanych ludzi, tyle że my o niej nie myślimy, bo zakładamy, że będzie częścią naszego życia. Kiedy ich tutaj pytam: "Co chcesz robić w życiu?", nie wiedzą. Nie myślą o przyszłości. A kiedy ta przyszłość do nich przyjdzie, będą mieli dzieci, na które dostaną pieniądze. Skończą jak ich rodzice. Tu się nic nie zmieniło przez ostatnie dwadzieścia pięć lat. Czasem jest nawet gorzej. Przysyłają psychologów, ci chwilę tu popracują, wyjeżdżają z poczuciem dobrze wykonanego obowiązku i rzadko wracają. – A ty jak się tu czujesz? – pytam żonę, kiedy mąż wychodzi na papierosa. – Mam nadzieję, że będzie dobrze. Poczułam się lepiej, kiedy przypłynęły nasze rzeczy z Danii. Tam pod oknem stoi mój fotel, dużo robię na drutach. – Wasz dom jest bardzo europejski. – Jest normalny. – Znasz jakieś inne kobiety tutaj? – Nie. Mam kontakt tylko z mężem. Ten wraca do stołu i przejmuje odpowiedzi. – Przyjaźnicie się z kimś? – Nie. I nie zamierzamy. Szkoła zapewnia dość relacji towarzyskich. Przyjaciele? Nigdy. Z tymi kilkoma Duńczykami nie będziemy się przyjaźnić tylko dlatego, że są naszymi rodakami. Chodzimy do nich, jeśli potrzebujemy, żeby coś zostało dobrze zrobione. Tu wszystko zależy od nastawienia. Ja wybrałem bycie szczęśliwym. A do szczęścia potrzebuję mojej żony, nikotyny i tego widoku. – Wskazuje na okno i zawieszone nad morzem łańcuchy gór lodowych. Nie widać wyraźnie, bo szybę pokrywa lepka sadza zawodowego wypalenia, której mimo kilku prób nie udaje się zetrzeć dłonią. Przez wiele dni nie będzie jej też można zmyć ze skóry ani tym bardziej wyrzucić z głowy. Reporterska książka Ilony Wiśniewskiej "Migot" Foto: Wydawnictwo Czarne Dwa przewody elektryczne pracowały od lat razem; zgodnie, sprawiedliwie, wytrwale, ze świadomością ważności swojej pracy. Całe życie trawiła je tęsknota za zbliżeniem do siebie: często marzyły o tym, aby się chociaż tylko dotknąć, czasami - gdy tęsknota była zbyt duża - zwracały się do jaskółek i wróbli z prośbą, aby służyły za łącznika i skacząc z drutu na drut przekazywały wzajemne wyznania i całusy. Któregoś wieczoru zjawił się też stary kruk z okolicy. I jemu pożaliły się żyjące w separacji (oddzielone od siebie pięćdziesięciocentymetrową odległością) druty, opowiadały o swojej tęsknocie i pragnieniu. Mądry kruk tłumaczył, że to szczególna łaska, jeżeli się tak tęskni za sobą; że są one przecież cały czas razem i mogą sobie o wszystkim opowiadać; że ich przeznaczeniem nie jest połączenie, gdyż są zbyt podobne; że przy zwarciu stracą wszelkie napięcie i życzenia. Ale druty nie chciały mu wierzyć; były przekonane tylko o swojej racji. Pewnego razu przeszedł przez te tereny sztorm: porwał mokrą gałąź, trochę się nią bawił, w końcu rzucił - akurat na nasze tęskniące do siebie druty. Powstało spięcie; syk, błyskawica - a potem długa cisza. Druty wisiały bezwładnie obok siebie, bez energii, bez napięcia, bez tęsknoty, nic nie mając sobie do powiedzenia. Nie widzisz go, a może rozstaliście się. Chociaż nie chcesz- to tęsknisz. Zaczyna boleć. Pierwsza myśl: zapomnieć, żeby nie bolało. Zabić, stłumić, wymazać, wyrwać i podeptać. Byle nie czuć. Jednak zapomnieć się nie da. Bo jeśli tęsknisz, to ta osoba jest dla ciebie ważna, znalazła miejsce w twoim sercu. Z serca nie da się tak po prostu wyjąć odczuć, wspomnień i zapomnieć. Przyjmij do wiadomości, że nie zapomnisz. Jedyne co możesz zrobić, to spróbować poradzić sobie z bólem, ze swoimi uczuciami i emocjami. Rozstanie, nawet to „formalne” i na zawsze, czy też na kilka dni, wcale nie oznacza, że umiemy powiedzieć sobie: nie będę tęskniła, bo to koniec (albo i tak się niedługo spotkamy). Oznaczałoby to, że umiemy panować nad uczuciami, a przecież serce to nie rozum i możesz mu tłumaczyć wszelkimi sposobami, a ono i tak czuje i wie „swoje”. Co zrobić, gdy starasz się żyć, nie myśleć, nie czuć, zająć sobą, ale i tak przychodzi taki moment, że ta tęsknota znowu się pojawia? I znowu zaczynasz myśleć, czekać na jakiś znak, jesteś smutna i znowu tak boli? Czy czas faktycznie jest dobrym lekarstwem, czy można jakoś bezboleśnie przeżyć tęsknotę i co może wyleczyć takie „rany”? Jak reagujesz gdy tęsknisz? Od czego zależy sposób reagowania na ból jaki sprawia ci tęsknota? Na pewno od indywidualnych cech, w jakimś stopniu również od tego jak mocno tęsknisz. Gdy tęsknota jest ogromna (bo np. związek trwał jakiś czas i byliście nierozłączni, albo łącząca więź była głęboka) to najczęściej płaczesz po nocach (i dniach również), zamykasz się w domu. Tracisz ochotę na życie towarzyskie, na naukę, na pracę. Nie potrafisz przestać myśleć o nim/o niej. Zazwyczaj dzieje się tak, gdy tęsknota jest ogromna, nastąpiło zerwanie, a ty czujesz, że zawalił się cały twój świat. Przeważnie po raz pierwszy znalazłaś się w takiej sytuacji. Jednak gdy już kolejny raz tęsknisz, bo zdarzały ci się wcześniej rozstania, to wiesz, że ten stan jest tak bolesny, że możesz usiłować „ratować się” ucieczką. Odwracasz uwagę od tego co w twoim „wnętrzu” i swoją uwagę kierujesz „na zewnątrz”. Sposobów na „odwracanie uwagi” jest mnóstwo. To w nadmiarze: zajadanie (głównie słodycze, lody), picie alkoholu, praca, jak najwięcej pracy (głównie mężczyźni), zakupy (głównie kobiety), granie na komputerze i Internet. Pozornie zupełnie inne zajęcia, ale łączy je jedno. Wszystkie są „nienaturalne” i stwarzają iluzję ciebie i świata w którym żyjesz. Są ucieczką w „sztuczne światy”. Możesz popaść w nałogi, a tęsknoty i tak nie zagłuszysz. Ból pozostaje, gdzieś głęboko na dnie. Zepchnięty i stłumiony. W najmniej spodziewanej chwili, albo w nocy, kiedy się obudzisz się i tak się pojawi. Jeszcze większy, a serce zaboli jeszcze mocniej. Czym jest tęsknota, skąd się bierze Tęsknota, najprościej mówiąc, jest stanem w którym dotkliwie odczuwasz brak za czymś, lub za kimś. Ta rzecz, czy osoba są dla ciebie bardzo ważne i bliskie. Nie tęsknimy za ludźmi, którzy nie budzą w nas odczuć, czy mocniej nas nie zainteresują. Psychologowie zapewniają, że to w jaki sposób tęsknimy ma źródło w dzieciństwie, konkretnie w relacjach z matką. Jako osoba dorosła, jeśli stykasz się z tęsknotą, to reagujesz na trzy sposoby. Atakujesz to co was łączy (łączyło), albo osobę za którą tęsknisz, albo samą siebie. To jak radzisz sobie z tęsknotą? Rzucanie się w wir życia to sposób powiązany z zanegowaniem tego co was łączyło. Usiłujesz wyprzeć, że dana relacja (ma) miała jakieś większe znaczenie. Pomniejszasz jej znaczenie, nie chcąc okazać słabości. Nie chcesz sama przed sobą przyznać, że on jest aż taki ważny, że nie możesz przestać o nim myśleć. Mówisz: muszę żyć normalnie. Wówczas zaczynasz nadmierną aktywność na gruncie towarzyskim, czy zawodowym. Z imprezami, szczególnie tymi z alkoholem, ostrożnie! Żyjąc aktywnie, nie masz czasu na tęsknotę, smutek i stres- radzą w poradnikach. Jednak jak jest naprawdę? Nadmierna aktywność to po prostu odwracanie uwagi od wewnętrznego bólu. Na ból wynikający z tęsknoty nie ma cudownego lekarstwa. Można ją odsunąć i rzucić się w wir życia towarzyskiego, wychodząc codziennie na imprezy, spotykając się ze znajomymi. Jednak warto zrobić to świadomie. Co powoduje taka aktywność? Opcje mogą być różne. Jeśli impreza okaże się udana, to twój ból może się trochę „rozpuścić” i poczujesz ulgę. Jeśli jednak impreza okaże się nieudana, to ból się pogłębi, a ty wrócisz do domu w jeszcze gorszym nastroju. Jak aktor w sztuce zwanej życiem Rzucanie się w wir życia towarzyskiego to nie do końca to samo co zorganizowanie i wypełnienie sobie czasu. Jeśli skupisz się na imprezowaniu, to będzie to wyłącznie ucieczka. Gra aktorska przed samą sobą i przed innym ludźmi. Jakbyś mówiła sama sobie i innym: zobacz, wcale mnie nie boli, wcale nie tęsknię, jestem dzielna i potrafię się świetnie bawić. Zachowanie pozorów, połączone z radosnym (choć sztucznym) uśmiechem będzie stwarzało pozory dla innych, że istotnie świetnie sobie radzisz. Podczas takiej ucieczki w „poprawianie nastroju” próbujesz wmówić sama sobie i innym, że świetnie się czujesz i nie potrzebujesz kontaktu z tą osobą. Masz inne kobiety/mężczyzn, z którymi możesz radośnie spędzać czas, którzy zapełnią tę pustkę w tobie i zagłuszą ból wynikający z braku osoby za którą tęsknisz. Najczęściej robią tak osoby, które uważają, że płacz, smutek to słabości, których nie tylko nie chcą pokazać światu, ale również przyznać się do nich samym sobie. Aktywność jest dobra, jeśli wiesz że tęsknota jest chwilowa, potrwa jakiś czas, a później się spotkacie. Wówczas pomoże Ci jakoś przetrwać. Ale co zrobić, gdy tęsknisz i wiesz, że go więcej nie zobaczysz? W takiej sytuacji aktywność jest chwilowym zabiciem męczących rozmyślań i smutnego nastroju. Zajmujesz się czymś innym, nie myślisz o tym co boli. Przynajmniej przez jakiś czas jest dobrze. Jednak ból i tęsknota prędzej czy później wrócą. Lepiej je przeżyć. Będąc sama ze sobą wchodzisz w swoje odczucia. Uświadomiona tęsknota i wyrażona (np. poprzez płacz, krzyk) staje się świadomie przeżywanym odczuciem. Ważne, aby nie pogłębiać sobie tego stanu, a niestety tak często robimy. Zamiast posiedzieć w ciszy i posłuchać siebie, włączamy smutne piosenki, czy oglądamy stare zdjęcia, albo dramatyczne filmy. A po co pogarszać ten i tak już depresyjny nastój? On jest niedobry, to ja będę obojętna Kolejny sposób reagowania na tęsknotę (której nie akceptujesz)- związany jest z atakiem na wartość osoby za którą tęsknisz. Atak może nie jest tutaj najwłaściwszym słowem, bo nie chodzi o wyrażenie agresji gestami, czy słowami w stosunku do tej osoby. W tej sytuacji przybierasz zimną maskę, a serce zamieniasz w sopel lodu. Obojętność zabija wszystkie uczucia. Żeby odczuć obojętność musisz wmawiać sobie, że on nie jest wcale taki super, skupiając się w tym celu na jego wadach. Wmawiać sobie: jemu na mnie nie zależy- to mi tez nie będzie. On się nie odzywa- ja też nie będę. Skoro on nie chce kontaktu (wyjechał, zostawił mnie) to widocznie nie zależy mu tak bardzo jak mi. Prowadzi to do konkluzji: nie warto za nim tęsknić! Nie wiesz jak żyć, a wszędzie tylko ciemność Ostatni sposób, w którym skupiamy się na sobie, polega na tym, że wpadamy w totalne przygnębienie. Czujemy się bezradni, niczym opuszczone dziecko. Tutaj najczęściej mówimy sami sobie: jestem biedna, nieszczęśliwa, samotna, nic nie ma sensu, nie dam sobie rady. Siedzimy, najczęściej same w domu i płaczemy. W zasadzie ten pozornie najgorszy (bo najboleśniejszy) sposób może przynieść najlepszy efekt. Siedzisz samotna i „zdołowana” w domu? Uświadom sobie czego właściwie najbardziej Ci brakuje. Rozmów z nim? Jego widoku? Wspólnych zajęć? A potem zaakceptuj, że ból jest czymś normalnym. Po prostu go przyjmij, nie odrzucaj i przyjrzyj mu się. Najlepiej w samotności i w ciszy. I wypłacz jak najwięcej. Pamiętaj, żeby rozluźnić się, głęboko oddychać. To przynosi ulgę. Jeśli jesteś sama i masz ochotę- to nie powstrzymuj płaczu. Płacz jak najwięcej. Łzy oczyszczają, pozwalają na wyrzucenie nagromadzonych emocji. Natomiast gdy będziesz tłumić w środku te emocje, to może tak się zdarzyć, że wybuchną one niespodziewanie i bardzo silnie w najmniej pożądanej chwili, np. w pracy, czy w sklepie. Płacz przynosi ulgę. Jest naturalną reakcją człowieka na ból ciała i duszy. Czy wielka miłość jest warta tego, żeby tęsknić? Niektórzy mówią, że wielka miłość warta jest tęsknoty. Podobno wzmacnia uczucie, a jej intensywność świadczy o sile miłości. Czas zawsze weryfikuje, czy tak jest istotnie. Jedno jest pewne, że tęsknota, jak nic innego w życiu, to doskonały nauczyciel cierpliwości. Nie jest łatwo tęsknić, ale świadome przeżywanie tęsknoty powoduje dojrzałość emocjonalną. Albo odwrotnie. Dojrzałość emocjonalna jest wyznacznikiem tego w jaki sposób i czy potrafisz tęsknić. Wszystko więc sprowadza się do tego, żeby zaakceptować fakt, że możemy tęsknić. Nauczyć się żyć z tęsknotą, nie traktować jej jak wroga, ale nauczyciela, który uczy nas życia. zapytał(a) o 17:27 Czy on ma kogoś? nie kocha, nie tęskni? Byłam z chłopakiem 1,5 roku. Było naprawdę cudownie. Każdą chwile spędzaliśmy razem, każdy dzień, wakacje, imprezy, nawet wesela... Tydzień temu rozstaliśmy się. Od tamtego czasu on nie dzwoni, nie pisze, nie przyjeżdża, napisałam do niego na gadu, to nawet mi nie odpisał. Czy on nie czuje nic do mnie? zawsze myślałam, że bardzo mnie kocha, mówił mi to ciągle, dbał o mnie... Czy może ma kogoś, że nie pisze, nie dzwoni? A może mu już nie zależy? przeszło mu wszystko? Ja tęsknie cholernie ;( mimo, że chodzę na imprezy, to i tak nic nie daje, myśle o nim ciągle... nie ma sekundy, żebym o o nim nie myślała.. I tak jeszcze sobie pomyślałam, że chciałabym z nim być nadal, że napisałabym mu na gadu, że chce z nim być, że bardzo tęsknie i wgl... może wtedy by się odezwał, ale może on mnie nie będzie już chciał, bo ma kogoś, to się zbłaźnie, co myślicie o tym? co mam robić? Ostatnia data uzupełnienia pytania: 2011-10-16 17:28:21 To pytanie ma już najlepszą odpowiedź, jeśli znasz lepszą możesz ją dodać 1 ocena Najlepsza odp: 100% Najlepsza odpowiedź Wiem jak to jest jak ci brakuje osoby, którą kochasz:( Ja jestemw związku na odlgłość i bardzo mi brakuje mojgo chłopaka. Cały czas o nim myślę i za nim tęsknię. Ja na twoim miejscu napisała bym temu chłopakowi coś czujesz i że go nadal kochasz i że nie potrafisz bez niego żyć. Mozesz napisać jeszcze a dokładniej spytać się go czy jest jeszcze jakaś szansa na to czy moglibyście być znów razem. Jeśli powie, że nie to trudno, ale nie będziesz żałować że nie walczyłaś i nie próbowałaś do powodzenia:) Odpowiedzi blocked odpowiedział(a) o 17:41 Rozumiem, że jest Ci ciężko. Ale nie ograniczaj się do niego. On prawdopodobnie nie odzywa się do ciebie, żeby było łatwiej Ci/Wam znieść rozstanie. Nie miej mu tego za złe. Daj mu odrobinę odetchnąć i odezwij się do niego po jakimś czasie, a jeżeli nie jesteś w stanie czekać to... no cóż.. zadzwoń do niego? Napisz? Powiedz, że jest dla Ciebie kimś ważnym i nie chcesz tego w ten sposób kończyć. Poproś, o spotkanie... Tak, żebyście mogli sobie wszystko prosto w oczy powiedzieć blocked odpowiedział(a) o 18:09 Miałam podobną sytuację- Jeśli tęsknisz idź do niego do domu i spróbuj porozmawiać. To powinno poskutkować. Podejrzewam, że próbuje zgrywać typowego "twardziela", a w głębi serca czuje dokładnie to samo co ty. Wierzę, że rozmowa załatwi wszystko- powodzenia! blocked odpowiedział(a) o 18:44 ciężkie.. i ..sama tak miałam,wiem co czujesz...miałam DOKŁADNIE TO SAMO.. też pisałam.. dzwoniłam. on miał mnei kompletnie gdzieś.. po jakimś czasie odpusciłam.. boleć bolało cholernie.. ale takie jest zycie. skoro nie odpisuje,nie oddzwania to daj spokój,bo to chłopak sie w końcu powinien starać.. a ty marnujesz sobie tylko czas. bo mozę gdybyś o nim tyle nie myślała to znalazłby sie juz inny ?wiem ze swojego przypadku. ;]po dwóch tygodniach bycia singielką los obdarzył mnie innym.. ;]więc wszystko będzie ok,zobaczysz. :* blocked odpowiedział(a) o 18:58 Czasami człowiek w pewnym momencie swojego życia uświadamia sb , że musi coś zmienić , że coś jest nie tak jak powinno. Może po prostu zdał sb sprawę z tego , że po co ma z tb być , skoro i tak prędzej , czy później rozstalibyście się. może czegoś mu brakowało ..Albo tak jak już wcześniej napisałam "uświadomił sb , ze musi coś zmienić " Tylko , dlaczego musi ranić przez to ciebie. ? ?;//nie Jeżeli wypuśćisz miłość i ona do ciebie wróci , to zznaczy , ze ona zawsze trwała .Jednak jeżeli wypuścisz ją , a ona nie wróci do ciebie , to znak , ze nigdy jej nie było . Rozumiem Cię... Ale jak nie odpisuje na Twoje Kocham Cię itp. to daj sobie spokój. Nie narzucaj się moze on nigdy cie nie kochall a moze nie jest Ciebie wart...Znajdz sobie chlopaka, ktory faktycznie jest ciebie wart. PS. nie narzucaj sie mu.. faceci tego nie lubia jeszcze pomysli ze jestes jaka psycho. Daj mu troche czasu jak Cie kocha to sasm napisze. Pozdrawiam ;* napisz tak , mysle ze może ma inna , a to on z tb zerwał ? jeśli tak to wszystko na to by wskazywało ze ma inna a tobą nie jest juz zainteresowany blocked odpowiedział(a) o 20:22 Też tak mam chodziłam z chłopakiem 1,5 roku i od 1,5 roku nie jeteśmy już razem. Też mi go brakuje ja już z nim nie pogadam ale ty napisz do niego nie zmarnuj szansy Wiesz ja myślę, że nie pisze, bo nie chce cierpieć. Możliwe, ze pragnie zapomnieć by pozbyć się cierpienia. Ale zapytaj czy chciałby być znowu z Tobą może wtedy odpisze, ze tak, bo nie będzie ani cierpiał ani zmuszony o Tobie zapomnieć ; D I koniecznie napisz mi wtedy na profilu co napisał, powodzenia! ;* Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub Uparcie i skrycie borykamy się z nadzieją i tęsknotą po odejściu z toksycznego związku (szczególnie, jeśli to odejście było wynikiem porzucenia przez N). Mamy nadzieję, że nasza toksyczna połówka zrozumie kiedyś swój „błąd”, doceni jak wiele jej (jemu) poświęciliśmy, jak bardzo tęsknią dzieci i że wszystko można jeszcze zmienić… W salach sądowych, mijając się na ulicy, czy też przy „wymianie” dzieci, z żalem w sercu patrzymy na nowy związek Narcyza. W zamian, dostajemy oszczerstwa, ignorowanie i to najbardziej bolesne pogardę od nowej ofiary (dziewczyny/chłopaka) Narcyza. Trochę jej zazdrościmy, że ma choć przez chwilę, iluzję bliskości z człowiekiem, z którym tak bardzo przecież chcieliśmy być. Co działa na naszą niekorzyść podczas próby zakończenia związku? 1, Zacznijmy od chemii przywiązania, czyli oksytocyny. Oksytocyna to hormon, wytwarzany przede wszystkim przez matkę w ostatniej fazie porodu, który gwarantuje więź między matką a dzieckiem. Podobnie dzieje się podczas zbliżenia seksualnego, lub (tylko) dzięki dotykowi, czyli tzw. z angielskiego „skin to skin”. A prościej mówiąc oksytocyna powoduje, że mimo oczywistych braków naszego partnera, wydaje nam się, że to ten „jedyny”. 2, Narcyz to patologiczny kłamca, mistrz projekcji i utalentowany aktor. Jak już wiesz, zawsze oskarża innych (Ciebie) o to, co robi sam. Swoje nowej ofierze (tak jak kiedyś Tobie), prezentuje jej zalety, przedstawiając je jako swoje i „udowadniając” tym samym, że mają tak dużo wspólnego. Opowiada jej historie, w których to on, tak bardzo o Ciebie zabiegał, ale niestety przegrał z Twoim wybuchowym temperamentem, nałogami … wybierz dowolne. Dziwisz się, że ona tak Cię nienawidzi. Przecież ten wspaniały mężczyzna w jej mniemaniu przeszedł z Tobą piekło. 3, Tylko Ty wiesz jak bardzo się starałaś uratować ten związek. Będąc z narcyzem spełniałaś każdą jego zachciankę i starałaś się przewidzieć następne. Nawet, jeśli czasem udało Ci się spełnić jego oczekiwania, to tyko po to, żeby za kilka dni zostać oskarżoną o brak zainteresowania jego osobą. Nigdy nie zostałaś doceniona i ciągle nie możesz w to uwierzyć. On nie pamięta Twojego trudu, oddania i lojalności, w jego mniemaniu takie „rzeczy” nie miały nigdy miejsca. Łudzisz się nadzieją, że kiedyś w chwili przypływu ludzkich uczuć, on odwzajemni Twoje starania, albo, chociaż „odpuści” w imię starych dobrych czasów. Twoje oddanie nie miało granic, ale jeśli kiedyś je postawiłaś, to stało się to prawdopodobnie powodem waszego rozstania. Narcyz, szybko zorientował się, że nie może już wykorzystywać Twojej miłości, poświęcenia i wierności, dlatego postanowił je zdeptać, a Ciebie porzucić jak starą zużytą zabawkę. Teraz mam nową. Osoby narcystyczne często porzucają swoje ofiary, kiedy stają się one dojrzałe emocjonalnie. Oddają się wtedy poszukiwaniom za nowym łupem, często kierując swoją uwagę w stronę młodych i wrażliwych osób z dziecięcą naiwnością. 4, To, że w Twoim życiu pojawił się Narcyz, wiąże się z faktem, że pochodzisz z rodziny (otoczenia), które nie szanowało Twoich uczuć i nadal tego nie robi. Od wczesnego dzieciństwa uczyłaś się, że uległość i ratowanie, to zalety, i że w ten sposób można zmanipulować ludzi do miłości. Miłość i troska jest konieczna do normalnego rowoju wszystkich zwierząt na ziemi. Harry Harrlow przeprowadził wiele eksperymentów, badających więź między matką a dzieckiem. Małe małpki były karmione przez matkę zrobioną z drutu, a obok stała matka do przytulania (miękka i „przytulasińska”), ale niekarmiąca. Młode małpki spędzały czas przytulone, a czasem nawet zapominały o jedzeniu. Nasuwa to wniosek, że potrzebujemy bardziej opieki i troskliwości niż pokarmu. Osoby, w związkach destrukcyjnych, często głodzone emocjonalnie przez swoich rodziców, popadają w ręce pierwszego lepszego, który, rzuci ochłap uwagi i troski – a jak wiemy w pierwszych etapach związku narcyz nam tego nie żałuje. Stąd też, po jego odejściu, wracamy do punktu wyjścia. Szczególnie w przypadku, kiedy narcyz odchodzi. Na nowo przeżywamy wtedy, odrzucenie przez rodzica, docieramy do emocyjnego dna, rozrywającego serce cierpienia. W rodzinach gdzie ludzie wzajemnie o siebie dbają, a bliscy wspierają się w trudnych chwilach, szanse przywrócenia emocjonalnej równowagi są znacznie większe. Babcie, ciocie, koleżanki, zapewniając wsparcie, umacniają nas w przekonaniu, że jesteśmy ważni i tym samym pomagają w procesie „zdrowienia”. Niestety osoby, które mają tendencje do wiązania się z ludźmi toksycznymi, rzadko mają kogoś takiego w swoim otoczeniu. Słyszą wtedy „Radź sobie sama”, „Widziały gały, co brały” itp. Pogłębiają się tym samy, w poczuciu beznadziejności i tęsknocie za tym, „co by mogło być” (gdyby narcyz nie był narcyzem). My, wygłodzeni emocjonalnie i skatowani przez bliskich osądami, patrzymy na niego z nadzieją i często ulegamy jego kłamstwom. W momencie, kiedy Narcyz, przyssie się do kogoś nowego, odkrywamy jego prawdziwe oblicze. Jemu, prawdopodobnie na tym etapie wcale już nie zależy, nawet nie chce mu się już kłamać, po prostu irytujemy go swoją obecnością, obowiązkami i wspólnymi „rzeczami”, które zmuszają go do obcowania z przeszłością. Nie widzi już sensu w jakichkolwiek integracjach, działamy mu po prostu na nerwy. Jedyne, co od nas chce, to zadośćuczynienia za swoje „cierpienie”. My, za to, zostajemy z rzeczywistością (rachunki, dzieci), która jest zdominowana, przez desperackie próby zdobycia „jakiejkolwiek” miłości, przy jednoczesnym utrzymaniu pracy, domu i ogólnego „przeświadczenia”, że dajemy radę. Wtedy, często, pojawia się inny narcyz, który chwilowo przynosi nam ulgę… i zaczynamy wszystko od początku… Często na tym etapie prosimy o pomoc… i jej nie otrzymujemy, rodzi się wtedy frustracja, przecież ja tyle wszystkim pomogłam, a teraz nikogo przy mnie nie ma, przecież tyle dla niego poświęciłam, a on ma to wszystko gdzieś. Ważne jest, żeby zdać sobie sprawę, że oprócz narcyza mogliśmy mieć jeszcze kilka innych pijawek w naszym systemie (rodzinno-przyjacielsko-zawodowym), gdyż mamy tendencje do zjednywania sobie ludzi, poprzez bezgraniczne poświęcanie. Jakkolwiek, jeśli odprawimy „nowego” narcyza z przysłowiowym kwitkiem i zaczniemy szukać ludzi, którzy nas szanują, mają podobne do nas zainteresowania i doświadczenia (zapraszam do grupy FB Narcyzm Rozmowy J) i nie są w naszym otoczeniu ze względu na niezdrową „współzależność” to wtedy mamy szanse na nowe lepsze życie. Na przerwanie chorych relacji, które prawdopodobnie miały miejsce w naszych rodzinach od pokoleń. Pustka w „życiu po narcyzie”, zawsze zostaje wypełniona, rodzaj „wypełniacza” decyduje o kolejnym etapie naszej wędrówki.

tęskni ale się nie odzywa